ŻYDZI W PRUCHNIKU

Kiedy przybył pierwszy Żyd do Pruchnika, dokładnie nie wiemy. Według opowiadań ludzi bardzo starych, dziś już nieżyjących, którzy słyszeli z ust swoich przodków - dziadków czy pradziadków, w Pruchniku było tylko dwóch Żydów. Mogli się tu pojawić w pierwszych latach po rozbiorach Polski, między rokiem 1772 - 1810, gdyż Austria, zagarnąwszy Małopolskę (Galicję) popierała żydowskie osadnictwo. Było to więc przed 150 - 170 laty.

Jeden z tych pierwszych Żydów zamieszkał w rynku. Żydzi odnosili się do ówczesnych mieszczan z wielką rewerencją i szacunkiem. Witając się z nimi mówili: "Niech będzie pochwalony Pan Bóg".

W ostatnich latach przed I wojną światową liczba Żydów ogromnie wzrosła w miastach, miasteczkach i wsiach. Rodziny ich były wielodzietne (8-10 dzieci).

W większych miastach mawiali Żydzi: "Wasze ulice, nasze kamienice". W Jarosławiu, w rynku i głównych ulicach, prawie wszystkie kamienice były żydowskie.

Schematyzm diec. przemyskiej za rok 1831 podaje, że w Pruchniku było katolików 3474 (w całej parafii), Żydów zaś 329. I odpowiednio w latach:

1869 - katolików 2920, Żydów 700,

1886 - katolików 5301, Żydów 957,

1897 - katolików 6066, Żydów 3000,

1909 - katolików 5286, Żydów 504,

1928 - katolików 7695, Żydów 1090.

W Pruchniku prawie cały rynek był zasiedlony przez Żydów wraz z ulicami: Kańczudzką, Jarosławską i Długą. Prawie wszystkie sklepy do nich należały. Polskich sklepów było zaledwie kilka. Prowadzili je: Dziurowicz, Wilczek (bławatny), Gryziecki i Łepkowski (wyszynk) oraz Kółko Rolnicze.

Żydzi prowadzili ubój mięsa wołowego, zajmowali się szklarstwem szewstwem (najlepszy majster szewski na ulicy Jarosławskiej to Icek) krawiectwem, mleczarstwem (pachciarz woził mleko ze dworu w Jodłówce). Największy zysk mieli Żydzi ze sprzedaży skór, które szewcy z konieczności musieli kupować do wyrobu obuwia.

W okolicach wykupywali od właścicieli lasy, folwarki i dwory. Na rogach głównych ulic, z rynku w kierunku ulicy Kańczudzkiej i na rogach z rynku w stronę ulicy Jarosławskiej, mieli Żydzi 3 ogromne oberże, gdzie przejezdni zajeżdżali furmankami, odpoczywali, nocowali i w dalszą wyruszali w drogę. Sień w jednej z nich miała nazwę "Hala Berkowa". Z drugiej strony takiej oberży mieli Żydzi swoje mieszkanie, a dla przyjezdnych wyszynk z trunkami oraz sklepy.

Synagogę mieli Żydzi za restauracją "Helusz", w kierunku ulicy Długiej. Po drugiej stronie mieli swoją szkołę. Bożnicę murowaną rozebrano po drugiej wojnie.

Był zwyczaj, którego Żydzi bardzo przestrzegali, że w piątek wieczorem zasiadali na "szabas". Wieczorem żydowski chłopak chodził do każdego domu i młotkiem uderzał w drzwi trzykrotnie śpiewając: "In schulera" (do szkółki żydowskiej). Z tą chwilą zamykano sklepy, a Żydzi zasiadali do wieczerzy, którą spożywali przy zapalonych świecach ustawionych na lichtarzach. Na wieczerzę podawano kurczę. Zarzynał je specjalnie do tego wyznaczony rzeźnik, aby nie było "trefne" (jednym pociągnięciem noża). Spożywali też rybę nadziewaną cebulą i pieczony "kugiel" inaczej zwany "kukiełką". Jedli ponadto dużo cebuli i czosnku. Szabasówkę wszyscy pili z jednego kieliszka - cała rodzina. Pijanego Żyda nikt jednak nigdy nie widywał.

W sobotę Żyd nie załatwiał żadnych interesów, lecz modlił się. Z domu wychodził do bożnicy z małymi synami, którzy nieśli w aksamitnych workach książki do modlitwy. Żydówki chodziły do bożnicy, tylko na święta "Trąbek", "Sądny dzień" i "Kuczki" i zajmowały osobne miejsca.

W czasie modlitwy Żydzi  okrywali się pasiastym szalem (tałesem). Do czoła i lewego przedramienia przytwierdzali rzemykami sześcienne, skórzane klocki (tefilin), w których umieszczone były fragmenty Starego testamentu. Chcieli je mieć przed oczyma, literalnie rozumiejąc nakaz Pański.

Jak się ubierali? Brody nie golili, przy uszach zwisały długie pejsy. Włosy mieli kręcone, na czubku głowy nosili czarną, aksamitną, jarmułkę (myckę), a na niej czapkę z otokiem sobolowym. Na siebie wdziewali czarny, długi chałat przepasany czarnym sznurkiem. Strój Żydówek był zwyczajny i niczym nie różnił się od polskiego.

Na futrynach drzwi mieli umieszczoną po lewej stronie rurkę blaszaną z małym, okrągłym otworem, gdzie był pergamin (mezuza) z wyjątkiem z Pisma św. Starego Zakonu: "Słuchaj Izraelu! Pan jest Bogiem naszym, Pan jest jeden". Wychodząc z domu dotykali palcem ów pergamin i całowali palec.

Jakie nosili imiona? Nusyn, Froim, Haba, Lejzor, Josek, Berko, Szlome, Hana, Gołda, Chajna, Łana, Ica, Esta. Nazwiska: Chaskel (wypiekał pyszne bułki), Klepner, Pinkas, Boruch, Goldman itd. (Łemek niski, ale mocny Żyd nosił na plecach ćwiartkę piwa z szynku do domu człowieka, który to piwo kupował). Haba woził ludzi do Jarosławia, zabierając 12 osób na wóz. Froim woził codziennie pocztę (mieszkał pod cmentarzem katolickim, tuz obok kostnicy). Jeśli w święto żydowskie przypadał jarmark - to nie odbywał się.

Oprócz świąt wyżej wspomnianych obchodzili Żydzi jeszcze "Hamana" (Amona) a najuroczyściej czcili "Paschę" (Wielkanoc) na wiosnę przy pełni księżyca. Paschę poprzedzał dwutygodniowy post. Wstrzymywali się wówczas zupełnie od mięsa, pili kiszony barszcz i jedli macę.

Cmentarz swój (kirkut, u nas zwany okopisko) mieli na wzgórzu przed Rozborzem na granicy pól pruchnickich i Hawłowic, w pobliżu ostatniego kawałka pola plebańskiego.

Ciało zmarłego Żyda wynoszono na okopisko tego samego dnia, kiedy zmarł, ponieważ w Palestynie, w gorącym klimacie, ciało się szybko rozkładało. Do grobu kładziono je w pozycji siedzącej - aby prędzej mógł wstać na Sąd Ostateczny. Nagrobki były w formie tablicy (macewa) z napisem hebrajskim, chociaż posługiwali się na codzień "żargonem" (językiem jidysz).

 

Śluby i wesela u Żydów 

Dwojakiego rodzaju były śluby u Żydów. Jeden był rytualny w bożnicy i tego dokonywał rabin. Drugi był poza synagogą, gdzie jakiś niższy rebe dokonywał ceremonii (coś w rodzaju "oczepin").

Odbywał się on w ogrodzie między domami. Panna młoda miała wówczas oczy zasłonięte, a rebe prowadził ją trzy razy dookoła pana młodego. Kiedy orszak weselny ruszył do bożnicy lub na ucztę weselną, panna młoda tańczyła trzymając w ręku "haskę", a przygrywali muzykanci żydowscy (umieli pięknie grać na skrzypcach). może to był taniec "Polka szabasówka"?

Rodzice witali młodych chlebem i solą, a goście, pijąc ich zdrowie, tłukli kielichy, szklanki, aby szczęście sprzyjało młodej parze w ich życiu.

Przed I wojną światową zaczęła się masowa emigracja do Niemiec i Ameryki. Statystyka parafialna podaje, że w roku 1916 naliczono 460 emigrantów z całej parafii pruchnickiej.

Począł się z chwilą powstania Polski budzić duch Narodu. Wówczas to ks.prob. pruchnicki Wawrzyniec Motyl wraz z inteligencją wykupili od Żyda Schonbrucha kamienicę położoną obok szkoły i kościoła i założył "Kółko Rolnicze". Było to w roku 1918...

1 listopada 1918 rozpadła się Monarchia Austrowęgierska.

Dla pobliskiego Jarosławia przełomowa noc niepodległościowa nastąpiła z 31 października na 1 listopada. Wtedy w dwóch pułkach 77 p.p. i 34 p. Obrony Krajowej (o ogromnej większości niepolskiej), rozpoczęła się dzika demobilizacja i rabunki magazynów wojskowych. Aby władza nie dostała się w ręce tłumu, ster objął Wydział Ścisły Organizacji Narodowej, który ukonstytuował się jako tymczasowy Rząd Polski wybierając przewodniczącym naczelnika Sądu Krzanowskiego, ks. Lisińsiego jego zastępcą, prof. Wondasia sekretarzem, prof. Wojatnowicza skarbnikiem i 5 członków. Grupa młodzieży, zdobywszy broń, rozbiła odwach - wartownię, a generała austriackiego Schuberta zmuszono do kapitulacji i oddania wszystkich obiektów wojskowych, inwentarza żywego i martwego oraz kasy. komendę objął major Krajewski.

W dniu 1 listopada 1918 roku ogłoszono odezwę do mieszkańców miasta następującej treści:

"Komunikat Organizacji Narodowej

Zarząd Organizacji Narodowej zawiadamia, że w dniu dzisiejszym 1 listopada 1918 roku w zastępstwie Rada Narodowa  objęła władzę cywilną i wojskową nad miastem i sprawować ją będzie do czasu wyznaczenia przez Rząd Polski odnośnych władz cywilnych i wojskowych.

Za Organizacje Narodowe Andrzej Wondaś, sekr. Kaz. Krzanowski, przewodniczący".

W takiej chwili przełomowej z 31 X na 1 XI 1918 roku powstał też w Pruchniku tymczasowy Zarząd Polski, a delegat z Jarosławia dr Wiktor Jedliński wezwał mieszkańców Pruchnika do zorganizowania Milicji Obywatelskiej, celem pilnowania porządku.

Gdy władza jeszcze nie była dobrze ugruntowana, wiele osób antysemicko usposobionych, w przeważającej części chłopi z Huciska, Nienadowej i okolicznych wsi rzucili się na sklepy żydowskie w Pruchniku, rabując je i rozbijając. Najwięcej ucierpiał od rabunku sklep Klepnera Jakuba (Jankiel) przy ul. Kańczudzkiej. Najwięcej  bronił porządku komendant Kwaśnicki. Później nadeszło wojsko z Jarosławia, bo mogło dojść do okropnej rzezi. Chłopstwa był pełny rynek. W sądzie stał w oknie na piętrze karabin maszynowy obsługiwany przez wojsko polskie. Skończyło się na mocnym poturbowaniu (pałami po plecach) Klepnera i jeden chłop został zastrzelony przez żandarma żydowskiego.

Chłopstwo rozbiło propinację (szynk) i popiło się.

Najtragiczniej przedstawiał się dla Żydów okres II wojny światowej. Zginęło ich w Polsce ponad trzy miliony. W roku 1943 wywieziono wszystkich (około 2000) Żydów z Pruchnika. Jednych umieszczono w getcie w Birczy, a stamtąd wywieziono do lasów w Wólce Pełkińskiej, gdzie ich rozstrzelano. Żydzi z Pruchnika, będąc w getcie w Birczy przychodzili na plebanię. Jeden z nich, Boruch, przeczuwając swój koniec ze smutkiem wyznał swój strach i trwogę mówiąc: "Boje się Sądu Bożego".

Innych Żydów, niosących łopaty zapewne do wykopania dołu, wyprowadzili hitlerowcy za miasto na cmentarz katolicki i tam ich rozstrzelali. Dziś w tym miejscu stoi kamień - głaz na postumencie i napis następującej treści: "Na tych polach w latach 1942-1943 hitlerowscy zbrodniarze zamordowali 67 osób narodowości żydowskiej. Pruchnik - wrzesień 1969" 

Żydzi prawie zawsze pozostawali wierni swej wierze mojżeszowej i rzadko zdarzały się wypadki porzucenia jej i przejścia na inną. 

Niemiecki Żyd Werfel - adwokat - w czasie II wojny światowej chcąc uniknąć śmierci z rąk hitlerowców uciekł do Francji. Z chwilą zajęcia Francji przez Niemców uciekł do Ameryki. Sam jednak się nie ochrzcił, gdyż, jak pisał, nie chciał zdradzić narodu żydowskiego.

Inny Żyd, jako chłopak ukrywał się w Zamościu u zakonnic. Tam przyjął chrzest, skończył gimnazjum, wstąpił na teologię i dziś pracuje koło Puław. Jego rodowe nazwisko J.Hersch Gruner, obecnie ks. Grzegorz Pawłowski. Znany też jest jeszcze drugi Żyd, który po przyjęciu chrztu świętego i po ukończeniu studiów teologicznych, wstąpił do Zakonu Karmelitów, jako ojciec Daniel.

Na koniec wzmianka o Żydówkach, które częściej przechodziły na wiarę katolicką i były bardzo dobrymi żonami i matkami. Zwano je powszechnie "przechrzciankami". W roku 1940 nauczyciel bazyli Jarosz, zakochał się w swojej uczennicy z VII klasy Symie Unger, córce bogatego Żyda w Pruchniku, dzierżawcy propinacji. Żydzi starali się wszelkimi sposobami temu przeszkodzić, zwłaszcza rodzice córki. Przyjęła ona chrzest w Przemyślu u SS. Bazylianek, gdyż nauczyciel był obrządku grekokatolickiego. Ślub odbył się w wielkiej tajemnicy. Nauczyciel wyjechał z żoną do Kombornii koło Krosna. W czasie wojny w roku 1943 zostali oboje z dzieckiem rozstrzelani.

  

* "Pruchnik widziany oczami księży Markiewiczów" - ks. Jan Markiewicz, ks. Józef Markiewicz - Pruchnik 2000